Ślub, którego nigdy nie było

Mówisz teraz poważnie? Przecież nikogo nie zabiłem. Mój błąd, jasne? Czemu jesteś zły? Zawsze chciałeś „wszystko naprawić”, pamiętasz?

Brzmiała defensywnie, co jeszcze bardziej zmotywowało mnie do realizacji mojego planu. Nalegałem.

„Nie, nie chodzi tylko o naprawianie rzeczy” – powiedziałem. „Chodzi o szacunek dla innych. Weź odpowiedzialność za swoje czyny. Masz ochotę na szaleństwo zakupów, kiedy twoje plany się nie powiodły? Może najpierw powinieneś przemyśleć swoje priorytety”.

Zamilkła i wiedziałem, że próbuje mnie przekonać, żebym uległ. Nie ustąpię. Zawsze dostawała to, czego chciała, bez żadnych konsekwencji. Nie tym razem.

„Przykro mi” – kontynuowałem – „ale pieniądze przepadły. Musisz się tego nauczyć, a ja ci nie pomogę. Nie teraz. Nigdy”.

Poczułem ulgę, gdy krzyknęła coś, czego nie rozumiałem, żeby zakończyć rozmowę. Zakończone. Po tym, jak powiedziałem, byłem gotowy do dalszej rozmowy.

Oczywiście, to nie wystarczyło. Kilka dni później stanęła u moich drzwi. Nie wiem, jak znalazła mój adres, ale pojawiła się na progu z walizką pełną swoich rzeczy i gniewnym spojrzeniem.

„Zrobisz mi krzywdę?” – zapytała, zaczynając płakać. „Teraz nie mam nic. Straciłam Jacka, a teraz tracę ciebie”.

Ciężko mi było patrzeć na nią w takim stanie. Widok straty bliskiej osoby był trudny. Ale potem przypomniałem sobie, co zrobiła Jackowi i sobie. Potrzebowała pomocy, ale nie takiej, jakiej oczekiwała.