„Mamo, nie udawaj. Właśnie tego chciałaś”. Tata zrobił krok naprzód i próbował mi się narzucić, tak jak wtedy, gdy był dzieckiem…
Jakubie, wychowaliśmy cię. Karmiliśmy cię i ubieraliśmy. Daliśmy ci wszystko.
Uniósł brwi. „Minimum, co możesz teraz zrobić, to nam pomóc”. Spojrzałam mu w oczy.
„Już wam pomagałem. Latami”. Pochyliłem się ku niemu. „A wy mi podziękowaliście, wypędzając mnie ze swojego życia”.
Usta mamy zadrżały. „Myśleliśmy… że zrozumiesz”. Głośno wypuściłem powietrze i pokręciłem głową. „Aha, rozumiem”.
Spojrzałam na nią. „Zdaję sobie sprawę, że nigdy nie należałam do twojej rodziny. Byłam tylko torebką”.
Znów cisza. Ale tym razem przytłaczająca i przytłaczająca. Odwróciłam się do Erica, który przez cały czas udawał, że go nie ma.
„A ty? Masz jakąś wymówkę?” Skrzyżowałem ramiona. Miałeś lata, żeby dorosnąć. Przejmij kontrolę nad swoim życiem.
Właśnie zacząłem coś robić. Ale ty nie. Przerwałem i patrząc mu prosto w oczy, powiedziałem ostatnią rzecz, jaką miałem do powiedzenia:
„Bo wiedziałeś, że zawsze się tobą zaopiekują”. Zmrużyłem oczy. „A kiedy odeszli, myślałeś, że ja się tym zajmę”. „Co mogę na to powiedzieć?” – wyrzucił w końcu z siebie Eric.
„Nie prosiłam o to”. Powoli skinęłam głową. „Oczywiście, że o to nie prosiłaś”.
