Trzy rzeczy, których nauczyła mnie babcia o żeliwie i życiu

Są w życiu chwile, które wydają się punktem zwrotnym, nawet jeśli kryją się pod maską prostego kuchennego błędu. Dla mnie ta chwila nadeszła w kuchni mojej babci. „Stałam przy kuchence w kuchni babci Maribel, przerzucając coś podejrzanego na jej starej żeliwnej patelni, kiedy ona jęknęła, jakbym popełniła przestępstwo”. Powietrze zdawało się zamarzać. Spojrzałam w górę, trzymając szpatułkę, a ona wpatrywała się w patelnię szeroko otwartymi oczami.

„Co smażysz na tej patelni?” – zapytała, a w jej głosie słychać było mieszaninę szoku i niedowierzania.

„Pomidory” – odpowiedziałem, czując lekką falę zmieszania.

Z szybkością, o jakiej nie miałem pojęcia, wyjęła mi patelnię z rąk, jakby ratowała ją przed strasznym losem. Obróciła ją, wskazując zdecydowanym palcem na spód, gdzie na ciemnej, przyprawionej powierzchni pojawiała się już drobna, czerwonobrązowa plama. Jej oczy zwęziły się, gdy zaczęła wykład, a jej słowa były pełne cichego autorytetu. „Trzech rzeczy nie gotuje się w żeliwie” – oznajmiła. „Pomidory, delikatne ryby i wszystko, co wymaga wrzącej wody. Chcesz to zniszczyć? Proszę bardzo”.